Film "Epokowe przesłanie prof. Fijałkowskiego"
Film "Rozmowa z Małym Jasiem"
Film "Jako człowiek odmawiam"
Film "Włodzimierz Fijałkowski - wierny przysiędze Hipokratesa"
Film "Jakie kwiaty dla prof. Wł. Fijałkowskiego?"
Film dokumentalny - świadectwa

 23.07.2025 r.

Świadectwo o osobie i działalności prof. Włodzimie rza Fijałkowskiego

Jestem katolikiem, emerytowanym nauczycielem akademickim. Mieszkam obecnie w miejscowości Paprotnia na terenie, na   którym powstał klasztor św. Maksymiliana Marii Kolbego znany jako „Niepokalanów”. Do 35 roku życia mieszkałem w Łodzi, w której się urodziłem. Łódź była też terenem zamieszkania i działania prof. W. Fijałkowskiego. 

Z wykształcenia jestem biologiem molekularnym (mgr, UŁ), filozofem (mgr, UŁ, doktorat na ATK),  pedagogiem (habilitacja na UAM). Przez ostatnie lata uczyłem w WSNS Pedagogium w Warszawie i w Akademii Wymiaru Sprawiedliwości w Warszawie (jako dyrektor instytutu i profesor uczelniany). Od bardzo dawna interesowały mnie zagadnienia bioetyczne, co w naturalny sposób zbliżało mnie do śp. Profesora Fijałkowskiego. Najpierw się od niego uczyłem, później nawet współpracowaliśmy w różnych dziełach Profesora.

Mam trzy córki i wnuki. Ponadto w trakcie zamieszkiwania w Łodzi moja rodzina, zwłaszcza żona, korzystała z publikacji Profesora, a także z jego rad i  konsultacji w różnych trudniejszych momentach ciąż, o czym napiszę dalej. Byliśmy trzykrotnymi „absolwentami” założonej przez niego Szkoły Rodzenia.

Uczestniczyłem w pogrzebie śp. prof. W. Fijałkowskiego z przekonaniem, że odszedł człowiek wybitny,  duchowo nieprzeciętny i po prostu Święty. Specjalnie zabrałem na ten pogrzeb jedną z córek, bowiem wszystkie trzy wiele zawdzięczają osobie Profesora poprzez jego wsparcie, gdy miały przyjść na świat.

Obecna notatka jest uzasadnieniem tego przekonania dokonanym „sine ira et studio”.  Moja opinia przez te lata ugruntowała się i jestem przekonany, że byłoby wielkim pożytkiem dla polskiego Kościoła i ogółu Polaków pełne odsłonięcie tej świętości. Przystępuję do spisania moich uwag z radością i z nadzieją, że moje świadectwo w jakimś stopniu może się do tego przyczynić.

Profesora znałem osobiście, obserwowałem w wielu sytuacjach, a przede wszystkim miałem zaszczyt  współpracować z nim w różnych pracach na rzecz szacunku dla życia ludzkiego i rodziny.

Nasze relacje były naznaczone szacunkiem dla jego Osoby ponieważ stopniowo dostrzegałem Jego niezwykle pozytywny wpływ na sprawy, które również i mnie zajmowały. Oczywiście zachowywałem pewien dystans z powodu różnicy wieku i dorobku naukowego. Mimo tego dystansu zawsze Profesor był w naszych wzajemnych  relacjach bardzo bezpośredni i życzliwy. Nie dał mi nigdy odczuć tych oczywistych różnic statusu.

Może najpierw wymienię  konkretne sytuacje, w których spotykałem Profesora i kolejno opiszę wybrane przeżycia z nimi związane.

  1. Pojedyncze wykłady Profesora, których słuchałem jako student w ramach spotkań w duszpasterstwie akademickim i w innych środowiskach.
  2. Udział w konferencjach poświęconych szacunkowi dla życia ludzkiego i humanistycznej wizji rodziny, np. w Łodzi, w Szczecinie, w Katowicach.
  3. Lektury wydanych drukiem prac Profesora niezbędnych w działaniach edukacyjnych podejmowanych po kursie naturalnych metod regulacji poczęć organizowanych przez DA Węzeł (dr Szczerska) – otrzymałem wtedy misję kanoniczną do głoszenia nauki Kościoła w tej dziedzinie.
  4. Udział w trzech edycjach łódzkiej Szkoły Rodzenia, gdzie była okazja słuchać wykładów śp. Profesora.
  5. Udział w manifestacji na rzecz obrony życia przed DH Central w Łodzi (epizod opisany w książeczce Profesora, bez nazwiska, ale „młody mężczyzna z dzieckiem na ręku” to ja i moja najstarsza córka Marysia).
  6. Wysłuchanie ważnego wykładu Profesora do kleryków łódzkiego seminarium duchownego (nie byłem klerykiem, mimo to z jakichś powodów słuchałem tego wykładu). 
  7. Organizacja Stowarzyszenia Misja Miłości, które na terenie Łodzi podejmowało zadania prorodzinne, którego aktywnym członkiem i współzałożycielem był także Profesor.
  8. Organizacja  w Łodzi zlotu wszystkich organizacji pro-life działających w Polsce i wydanie biuletynu z opisem ich działalności dostarczonego do wszystkich posłów w momencie dyskusji nad zniesieniem prawa do swobodnej aborcji.
  9. Udział Profesora jako recenzenta mojego doktoratu na ATK.
  10. Spotkania z Profesorem podczas pełnienia przeze mnie funkcji zastępcy dyrektora wydziału w łódzkim Urzędzie Wojewódzkim.
  11. Spotkanie – ostatnie – w Tatrach, na krótko przed śmiercią Profesora.  

Ze względu na moją zmianę miejsca zamieszkania z Łodzi na Warszawę (i Paprotnię) i bardzo intensywne prace związane z powstaniem Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych nasze kontakty osłabiły się, rzadziej bywałem w Łodzi, chociaż z pewnego oddalenia śledziłem również scenę pro-life, na której Profesor nadal był czynny pomimo podeszłego wieku.

Zawsze nasze kontakty cechowała z jego strony serdeczność, co mnie cieszyło i zaszczycało. I pewien takt i delikatność,

Swoją opinię na temat osoby i działalności Profesora zawarłem w publikacji „Boży Rycerz” opublikowanej na łamach czasopisma „Wychowawca”, a także na łamach moich wspomnień „Moje łódzkie inicjacje”.  Udzieliłem też obszernych informacji prof. Dorocie Kornas – Biela, która opracowywała wspomnienia o Profesorze.

We wszystkich tych publikacjach dawałem wyraz memu przekonaniu, że otrzymaliśmy w Osobie Profesora niezwykły dar człowieka świętego, ale też swego rodzaju geniusza w dziedzinie, którą się zajmował.

Nie poznałem dotychczas lekarza, który w równym stopniu spełniałby ideał tego zawodu, ideał powołania lekarskiego i uczonego. Dodam, że jeszcze większym szacunkiem darzyła i darzy śp. Profesora moja żona, której pomagał jako lekarz w kontekście narodzin naszych dzieci. W naszym domu to ona jest największą „fanką profesora Fijałkowskiego”.

Przejdę teraz do opisu wybranych sytuacji spotkań z Profesorem, a zakończę podsumowaniem zbierającym pewne jego cechy.

1. Spotkanie w Tatrach.

Ostatnim naszym spotkaniem była krótka chwila w Kuźnicach pod Zakopanem. Byłem po długiej wycieczce z rodziną, bardzo zmęczony siadłem na ławeczce u wylotu Doliny Jaworzynki. Nagle z oddali zauważyłem starszego człowieka w archaicznym ubraniu koloru khaki, który raźno szedł w kierunku parkingu. Był to, ku mojemu zdumieniu, bardzo już leciwy Profesor. Dobiegłem do niego i dowiedziałem się, że przeszedł całą grań od Czerwonych Wierchów do Kasprowego przez Goryczkowe Czuby. Dla człowieka w jego wieku (zresztą w każdym wieku powyżej średniego) była to trasa długa i wymagająca. Profesor ciężko oddychał, ale wyjaśnił, że się śpieszy, bo gdzieś tam na parkingu czeka samochód z rodziną I pobiegł dalej, a ja stałem zdumiony. Przyznam, że nie byłbym w stanie wtedy powtórzyć takiej trasy. Był to pokaz dzielności i determinacji – przejść taką trasę! Było w nim wtedy coś z dzielnego harcerza (i przedwojennego entuzjasty gór). Bardzo się zadumałem i zachodziłem w głowę, jak to było możliwe. Ja po znacznie mniejszej wycieczce „dogorywałem”. On, chociaż „na drugim oddechu” szedł raźno dalej do celu. Właśnie: do celu. Taki był. Jeśli cel był właściwy – należało do niego zmierzać, bez względu na trudności. Zapewne kochał góry, jak wielu z nas, ale w pewnym wieku zazwyczaj rezygnujemy z ambitniejszych górskich wypraw. On nie zrezygnował.  Zatem: wytrwałość.

2. Spotkanie z Profesorem podczas pełnienia przeze mnie funkcji zastępcy dyrektora wydziału w łódzkim Urzędzie Wojewódzkim.

Pewnego razu Profesor odwiedził mnie w moim biurze w Urzędzie Wojewódzkim. Wyjaśnił, że stara się pomagać synowi w organizacji jakiegoś skromnego przedsięwzięcia biznesowego. Chodziło o znalezienie możliwości taniego powielenia niewielkiej ilości jakiejś prostej ulotki. Wtedy było trudniej o takie działanie, nie było ksera na każdym rogu, jak obecnie. Gdy skutecznie pomogłem pożegnaliśmy się. Zaskoczyła mnie pokora Profesora, który prosił o pomoc takiego młokosa, jakim niewątpliwie byłem. Było widoczne zaangażowanie i troska ojcowska, przy pewnej nieporadności w sprawach, w których nie miał doświadczenia. Była to dla mnie bardzo sympatyczna i poruszająca wizyta. W bezpośrednim kontakcie był ciepłym, skromnym, dobrym i pokornym człowiekiem. Prawdziwy troskliwy ojciec.

3. Udział Profesora jako recenzenta mojego doktoratu na ATK.

W wyniku udziału w seminarium doktorskim prof. M. Gogacza przygotowywałem swoją dysertację doktorską z pogranicza biologii i filozofii, obronioną na ATK i wydaną drukiem (książka „Stworzony i zrodzony”). Praca była filozoficzna, ale wymagano, aby ktoś znający się na medycynie lub biologii ją zrecenzował pod kątem zgodności z naukami empirycznymi. Mimo wielu zajęć Profesor zgodził się pełnić tę rolę recenzenta, zwłaszcza, że tematyka rozprawy także go interesowała. Bez zwłoki przygotował odpowiednią recenzję, a następnie osobiście wziął udział w obronie w Warszawie, która znacznie się przedłużyła. Wieść gminna głosiła, że było to spowodowane faktem braku mojej zgody na podanie napojów wyskokowych na obiedzie podoktorskim. Jednemu z członków Rady to zawadzało i mocno mnie „dociskał” na obronie. Profesor był tym zaskoczony i dopytywał mnie o ewentualne powody takiej sytuacji. Coś mu nie pasowało. Ponieważ był „człowiekiem z zewnątrz” i autorytetem (członek Papieskiej Akademii Życia) to być może ta jego obecność na posiedzeniu wtedy mnie uratowała? Wracając wspólnie rozmawialiśmy o przebiegu obrony. Gdy zapytałem przy pożegnaniu, czy nie czuł się osobiście dotknięty pewnymi detalami dyskusji odparł żartobliwie:

- Panie Krzysztofie! A co mi mogą zrobić różni ludzie… Przecież ja mam za sobą pobyt w Auschwitz.

I uśmiechnął się, z błyskiem w oczach.

4. Niezależność od opinii ludzkiej w słusznych sprawach.

Ta postawa niezależności od opinii ludzkiej zawsze mu towarzyszyła. Również w odniesieniu do niechęci w jego własnym środowisku lekarskim, które miało mu za złe stanowczą obronę życia ludzkiego i humanizm.

Aby to zilustrować przytoczę pewne przeżycie, bez udziału Profesora. Jako absolwenci Szkoły Rodzenia, założonej przez Profesora jako pierwsza taka inicjatywa w Polsce, mieliśmy zagwarantowany przywilej wspólnego porodu z żoną. Po jednym z porodów (były trzy, zawsze razem) odpoczywaliśmy na szpitalnym korytarzu, gdy obok nas zjawiła się jakaś ważna lekarka. Wzięła się pod boki i skomentowała moją obecność tak:

- O, znowu te oszołomy od Fijałkowskiego!

Na to towarzyszący jej asystent dodał:

 - Pani docent! Sądzę, że taki wspólny poród to specjalna odmiana zboczenia seksualnego.

I oddalili się. Jak widać wielu miało za złe Profesorowi działalność humanistyczną, która później stała się standardem i podstawą akcji typu „Rodzić po ludzku”. Ale jako „absolwent obozu w Auschwitz” nie pozwolił się zepchnąć z raz obranej drogi. Łamał utarte negatywne schematy działań medycznych. W sposób oczywisty narażało go to na pewien ostracyzm części środowiska medycznego.

5. Organizacja Stowarzyszenia Misja Miłości, które na terenie Łodzi podejmowało zadania prorodzinne, którego aktywnym członkiem i współzałożycielem był także Profesor.

Profesor był bardzo zaangażowany w ogólnopolskie akcje na rzecz obrony życia ludzkiego, ale mimo to zgodził się wziąć udział w kolejnej inicjatywie, jaką była organizacja w Łodzi Stowarzyszenia Misja Miłości, dedykowanego obronie życia i promocji rodziny. Grupka inicjatorów przyjęła to z radością, wdzięcznością i… pewnym zdziwieniem, ponieważ wiedzieliśmy, że Profesor jest bardzo zajęty, jeździ z wykładami po całym kraju, a „,ma swoje lata”. Mimo to zgodził się i brał czynny udział  w naszych skromnych pracach.

6. Organizacja  w Łodzi zlotu wszystkich organizacji pro-life działających w Polsce i wydanie biuletynu z opisem ich działalności dostarczonego do wszystkich posłów w momencie dyskusji nad zniesieniem prawa do swobodnej aborcji.

W początku lat 90-tych trwały liczne akcje na rzecz zmiany ustawodawstwa zezwalającego na aborcję. Profesor był zaangażowany w te dyskusje i starania, na różnych poziomach. Wtedy też kilku członków wspomnianego łódzkiego Stowarzyszenia doszło do wniosku, że jest pilna konieczność integracji inicjatyw pro-life w skali kraju i przedstawienia ich pracy posłom. Postanowiono zorganizować spotkanie wszystkich ruchów pro-life w Łodzi. Autorytet Profesora pomagał zmobilizować różne grupy do przyjazdu do Łodzi. Mimo wielkich  trudności (bardzo krótki czas!) spotkanie odbyło się i jego rezultatem było sporządzenie biuletynu – broszury na temat wszystkich obecnych ruchów. Po spisaniu i wydrukowaniu należało dokonać składu broszury, w warunkach domowych. Profesor uczestniczył w tej pracy na równi z innymi osobami, które całą noc składały kartka po kartce broszurę, następnie dostarczoną wszystkim posłom. Dobrze to oddaje postawę Profesora, który na tę noc „zdegradował się” do poziomu zwykłego członka stowarzyszenia. Wielka pokora i poświęcenie, zwłaszcza z uwagi na podeszły wiek.

7. Wysłuchanie ważnego wykładu Profesora do kleryków łódzkiego seminarium duchownego.

Profesor był wybitnym lekarzem, uczonym, ale także znakomitym wykładowcą. Bardzo zapamiętałem pewien jego wykład skierowany do kleryków łódzkiego seminarium duchownego. Nie pamiętam już z jakich powodów nie będąc klerykiem miałem przywilej wysłuchania tego wykładu.

Profesor mówił na temat języka, jakim posługujemy się w sprawach rodziny i życia ludzkiego. Ten obszar był i jest polem licznych manipulacji socjotechnicznych. Wykład był bardzo czytelny, słuchano z widocznym zainteresowaniem.

W pewnym momencie Profesor sięgnął po przygotowany materiał. Był to sporządzony przez niego odręcznie dowcipny plakat dotyczący zakwestionowania istnienia dziecka przed narodzinami. Chodziło o to, aby nie używać określenia „nienarodzony”  a używać określeń akcentujących egzystencję dziecka od momentu poczęcia.

Nagle Profesor rozwinął plakat. Na plakacie w jaju płodowym widniał konterfekt samego Profesora, który ogłosił:

- Profesor Fijałkowski  - „jeszcze nie umarły”!

Sala zareagowała śmiechem, aplauzem i zrozumieniem, o co chodzi.  Było to mistrzostwo wykładowcy podkreślone wielkim poczuciem humoru. Nawet walcząc o wielkie sprawy Profesor był radosny i pogodny. Tak właśnie go zapamiętałem – radosny i pogodny.

8. Udział w manifestacji na rzecz obrony życia przed DH Central w Łodzi (epizod opisany w książeczce Profesora, bez nazwiska, ale „młody mężczyzna z dzieckiem na ręku” to ja i moja najstarsza córka Marysia).

Profesor jeśli się angażował, to całkowicie. I uczestniczył osobiście w wiecu - manifestacji na rzecz obrony życia, mającego miejsce w centrum Łodzi, na placu przed DH Central. Byłem na tym spotkaniu, słuchałem krótkiego, dobitnego przemówienia Profesora. Tak się złożyło, że zabrałem na tę manifestację moją najstarszą córeczkę Marysię, wtedy kilkuletnią. Profesor to zauważył i opisał w książeczce (chyba „Moja droga do prawdy”?). Nie wiem czy mnie poznał z daleka, ale byłem tam jedynym „mężczyzną z dzieckiem na ręku”. Profesorowi chodziło o podkreślenie roli ojców w obronie życia.

9. Udział w trzech edycjach łódzkiej Szkoły Rodzenia, gdzie była okazja słuchać wykładów śp. Profesora (i radzić się go jako lekarza).

Wraz z żoną braliśmy udział w kolejnych edycjach Szkoły Rodzenia, która powstała w Łodzi z inicjatywy Profesora. Celem zajęć było przygotowanie młodych rodziców do właściwych zachowań w trakcie ciąży, porodu i opieki nad niemowlęciem. Były to bardzo cenne zajęcia i cieszyliśmy się, że mamy możliwość brać w nich udział z racji uruchomienia Szkoły w Łodzi (chyba pierwszej i jedynej wtedy w kraju?).

Czasami Profesor brał osobiście udział w zajęciach. Jego obecność bardzo je wzbogacała. Promieniował optymizmem, którym się dzielił z uczestnikami. To bardzo wszystkich uspokajało. Trafnie wybierał tematy do omawiania, czując niepokoje młodych rodziców. Zwracał uwagę na różne ważne szczegóły. Moja żona zapamiętała również ogólne rady Profesora na temat zdrowego stylu życia, np. poprawiania krążenia. Zazwyczaj siedząc przed nami daleko wyciągał nogi, co miało, jego zdaniem, poprawiać krążenie. Do dzisiaj gdy podkurczam nogi siedząc (co nawet lubię), żona mityguje mnie powołując się na rady Profesora.

Mogę śmiało stwierdzić, że jego obecność wzmacniała uczestników, wprowadzała ich w dobry nastrój. To nie było bez znaczenia.

Parę razy spokojne rady Profesora zapobiegały też konkretnym obawom mojej żony, gdy jakiś przypadkowy lekarz – ginekolog wprowadzał niepokój, np. twierdząc, że „dziecko jest za małe”. Profesor działał na moją małżonkę niczym terapeuta, jak balsam. Okazywało się później, że miał słuszność, a obawy wspomnianych „negatywnych ginekologów”  były mocno przesadzone. Bardzo nas to wzmacniało psychicznie.

10. Lektury wydanych drukiem prac Profesora niezbędnych w moich działaniach edukacyjnych (podejmowanych po kursie naturalnych metod regulacji poczęć organizowanych przez DA Węzeł (dr Szczerska) – otrzymałem wtedy misję kanoniczną do głoszenia nauki Kościoła w tej dziedzinie).

Warto się zatrzymać nad pisarstwem Profesora. Ludzie piszą książki w różnych celach, często podyktowanych próżnością. Tymczasem książki Profesora były dla mnie i mojej żony wielkim wsparciem w budowaniu własnego życia, także w działaniach edukacyjnych. Profesor łączył w nich rzetelność lekarza i badacza z umiejętnościami dydaktycznymi i literackimi. Do dzisiaj jego prace są dla mnie i dla mojej żony inspiracją. To ważny wkład w polską kulturę.

11. Udział w konferencjach poświęconych szacunkowi dla życia ludzkiego i humanistycznej wizji rodziny, np. w Łodzi, w Szczecinie, w Katowicach.

Kilka razy uczestniczyłem w różnych konferencjach naukowych lub popularyzujących wiedzę z udziałem Profesora Włodzimierza Fijałkowskiego. Mogłem z bliska obserwować jego wielkie zaangażowanie połączone ze wspaniałymi intuicjami badacza. Nawet udało mi się wyjechać z nim na konferencję w Szczecinie, gdzie więcej czasu spędziliśmy razem w różnych sytuacjach. Zaobserwowałem, że Profesor jest pełnym taktu człowiekiem wielkiej kultury osobistej.

Ze względu na znaczny upływ czasu nie mogę sobie przypomnieć szczegółów jego wykładów, jakich słuchałem jako student, chociaż pamiętam pewien rodzaj fascynacji ich treściami, który skierował mnie osobiście na drogę badań bioetycznych.

Podsumowanie.

Charakteryzując osobę Profesora Włodzimierza Fijałkowskiego na tle tych spotkań i lektur chcę podkreślić przede wszystkim jego skromność. Dość długo trwało zanim się zorientowałem, że to wielki człowiek. Starannie ukrywał swoje sprawności, aby nie deprymować zaprzyjaźnionych osób. W miarę upływu czasu utrwalała się moja fascynacja jego osobą i osiągnięciami. Zwłaszcza pokorą Profesora i jego poświęceniem ludziom potrzebującym pomocy. I bezkompromisowością w sprawach, które uznawał za ważne. Umiał wziąć na siebie odium środowisk, w tym lekarzy, kultywujących egoizm.

Najmniej wiem o aktywnościach religijnych Profesora, chociaż zorientowałem się, że jest aktywnym członkiem jakiegoś ruchu (Focolari ? A może Comunione e Liberazione?). Jest znaczące, że pomimo naszych bliskich kontaktów udawało mu się być dyskretnym w tych sprawach, skoro nie wiem nawet, jaki to był dokładnie ruch (chyba jednak Focolare). Nie był demonstracyjnie dewocyjny, raczej na pierwszy plan wysuwały się powody humanistyczne jego zaangażowań. Jednak z czasem stawało się jasne, że to głęboka relacja z Bogiem jest ostatecznie głównym motywem jego działań. 

Zauważyłem też jego wielki szacunek do żony, gdy odwiedziłem Profesora w jakiejś sprawie w domu na łódzkich Kurczakach. Jakby żona czuwała nad tym, aby zaangażowania Profesora nie pochłonęły go całkiem. Dla ludzi próżnych byłoby to wyzwaniem. On wyraźnie to cenił.

W latach 30-tych św. Maksymilian Maria Kolbe wyraził pogląd, że współczesnej Polsce potrzeba ludzi, którzy połączą geniusz ze świętością. Dla mnie właśnie Profesor Włodzimierz Fijałkowski był taką osobą. Uważam za niezwykły dar Pana Boga możliwość poznania Profesora, uczenia się od niego i współpracy z nim. Nadal jest dla mnie znaczącą osobiście postacią, która inspiruje.

Dr hab. Krzysztof Andrzej Wojcieszek

We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.