Film "Epokowe przesłanie prof. Fijałkowskiego"
Film "Rozmowa z Małym Jasiem"
Film "Jako człowiek odmawiam"
Film "Włodzimierz Fijałkowski - wierny przysiędze Hipokratesa"
Film "Jakie kwiaty dla prof. Wł. Fijałkowskiego?"

 

portret3

 

Antoni Szymański

Wspomnienie o Profesorze Włodzimierzu Fijałkowskim

Zanim osobiście spotkałem się z Profesorem Włodzimierzem Fijałkowskim, poznawałem Jego poglądy i działalność czytając artykuły, jakie w pewnym okresie ukazywały się systematycznie w jednym z tygodników dla kobiet „Kobieta i Życie” lub „Przyjaciółce”. Tematyka tam poruszana zainteresowała mnie na tyle głęboko, że zacząłem je archiwizować, a z czasem niektóre powielać i rozdawać. Czytałem też Jego książki. W okresie studiów miałem możliwość wysłuchania wykładu Profesora i uczestniczenia w dyskusji w moim rodzinnym mieście – Zielonej Górze.

Osobiście zetknąłem się z Profesorem po ukończeniu studiów, gdy zamieszkałem w Gdańsku. Związałem się tutaj z Ruchem Życia Gaudium Vite, działającym przy parafii Św. Krzyża oo. jezuitów. Zaproponowałem organizację spotkania z Profesorem i zacząłem je przygotowywać. Z drżeniem wykonałem pierwszy telefon do Profesora, zastanawiając się jak to będzie przyjęte – nieznana osoba, nierekomendowana telefonuje do znanego Profesora i proponuje spotkanie w Gdańsku. Rozmowa była zaskakująco krótka – po wysłuchaniu mojej propozycji usłyszałem: - dobrze, dziękuję, przyjmuję zaproszenie. Kiedy próbowałem jeszcze się upewnić, usłyszałem to samo.

Spotkanie miało miejsce chyba w 1982 roku i przyciągnęło do kościoła rzesze ludzi, w skupieniu słuchających Profesora, a potem pytających o różne kwestie. Od tego czasu zacząłem organizować spotkania z Profesorem w Gdańsku niemal za każdym razem, gdy odwiedzał swoją mieszkającą tu córkę Małgorzatę z rodziną. Działo się to w latach 1982-2000. Spotkań tych było kilkadziesiąt, a zainteresowanie nimi ogromne. Odbywały się w różnych środowiskach, począwszy od szkoły położnych, po pracowników socjalnych zgromadzonych na konferencji w Urzędzie Wojewódzkim, lub studentów Uniwersytetu Gdańskiego. Na ogół były to spotkania bardzo liczne, zwykle połączone z dyskusją. Profesor realizował je zupełnie społecznie, nie otrzymując za to żadnego wynagrodzenia.

Kiedyś zapytałem Profesora, gdy ukończył kolejną książkę i wybierał się do Gdańska, czy nie chce odpocząć od tych spotkań. Odpowiedział, że ten inny od pisania rodzaj aktywności, jakim są spotkania, podróż z Łodzi do Gdańska i rozmowy ze współpasażerami, powodują, że wypoczywa.

W pewnym okresie podczas każdej wizyty w Gdańsku nagrywany był program w Telewizji Gdańsk, dotyczący, np. naturalnego karmienia noworodków czy naturalnego rodzenia, szkół rodzicielstwa itd. Rozmowy te prowadziła znakomita i czująca tą problematykę redaktor Alicja Dawidziak.

Szczególnym wydarzeniem była uroczystość, na której Profesor został uhonorowany specjalnym dyplomem przez Radę Rodziny przy Wojewodzie Gdańskim i Marszałku Sejmiku Samorządowego (wrzesień 1997), w którym napisano:

DYPLOM UZNANIA za całokształt niestrudzonej działalności na rzecz rodziny.

W imieniu licznych rodzin naszego regionu, zamieszkujących w 63 gminach, składamy serdeczne podziękowanie za wkład, jaki Pan Profesor włożył w ochronę praw rodziny i za trud służby przychodzącemu na świat dziecku. Dziękujemy za życzliwość i serdeczność wobec matek i ojców pragnących, aby w rodzinach panowała miłość, a życie rozwijało się zgodnie z prawem natury i prawami człowieka. Dziękujemy za niezliczone spotkania i piękne książki, które dla wielu pokoleń będą prawdziwym wsparciem w doświadczaniu rodzicielstwa i życia rodzinnego. Wyrażamy wdzięczność, za przekonywujące podkreślenie, w swojej 50-letniej działalności, że rodzina jest sercem cywilizacji.

Miałem zaszczyt podpisać ten dyplom wspólnie z Małgorzatą Wyszyńską i Janem Kulasem.

Współpracowałem z Profesorem również w ramach Sekcji Psychologii Prenatalnej Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, której byłem sekretarzem.

Zapraszałem Profesora na spotkania w parlamencie w czasie, gdy byłem posłem (1997-2001). Jego wystąpienia zawsze były dobrze przemyślane i przygotowane. Łatwość nawiązywania kontaktów z ludźmi i życzliwość do nich, łamały bariery, powodowały u rozmówców otwartość, nawet gdy mieli inne zdanie.

Kiedyś z uśmiechem opowiadał, że czyniono starania, aby uczestniczył z wykładem w Sejmie, ale ostatecznie nie uzyskano na to zgody, bo był to czas, gdy mówienie o dziecku poczętym uznawano za niedopuszczalne w takim miejscu. Zaproponował zatem zmianę tematu i zamiast dziecka poczętego brzmiało ono: „O najmłodszym dziecku w rodzinie”. Na taki temat wyrażono zgodę. Jakież było zdziwienie, gdy profesor na początku wykładu wyjaśnił, że powie zgodnie z tematem: o najmłodszym dziecku, a takim jest przecież dziecko poczęte!

Mieliśmy okazję wspólnie podróżować na zakończenie Roku Rodziny do Rzymu i wówczas wielokrotnie rozmawialiśmy. Pamiętam, że podczas spotkania polskich pielgrzymów w Watykanie, Ojciec Święty Jan Paweł II podchodził do poszczególnych grup i zamieniał kilka zdań. Gdy podszedł do grupy, w której stał Profesor, gdy dowiedział się, że on tam jest, powiedział, że czytał ostatnio Jego książkę. Profesor był z tego dumny.

Mieliśmy kontakt telefoniczny (w czasie, gdy nie było telefonów komórkowych i nie zawsze było to łatwe) oraz listowny. Było charakterystyczne, że gdy odbierał telefon, czuło się, że jest zainteresowany i uśmiecha się. Listy, jakie otrzymywałem były zawsze bardzo konkretne. Nieraz napisane w punktach, ale zawsze serdeczne i osobiste. Nigdy nie zapominał pozdrowić mojej żony i dzieci. Pamiętał ich imiona!

Był człowiekiem niezwykle pracowitym. Jako lekarz, był wykładowcą, pracował w szkole rodzicielstwa. Pisał artykuły i książki. Nieustannie podróżował po Polsce z wykładami.

Kochał jeździć na rowerze. Jednym z kierunków była wieś Prawda, gdzie mieszkał jego syn, Paweł z rodziną. Mawiał, że umysł, dotleniony podczas jazdy, lepiej pracuje. Jego książka „Moja droga do Prawdy” to zbiór pięknych opowieści, jaki zrodziły się podczas eskapad do PRAWDY.

Podczas jednego z przyjazdów do Gdańska powiedział, że udaje się do Szpitala na Zaspie w Gdańsku na oddział porodowy. Sam poprosił o spotkanie, chcąc przekazać lekarzom swoją wiedzę i doświadczenie na temat porodu naturalnego, w tym z udziałem ojca. Mówił po nim, że było bardzo udane.

Ludzie pragnęli spotkań z nim, bo przekazywał nowoczesną wiedzę, ale też emanowała z niego wielka życzliwość i szacunek do rozmówców. Potrafił nawiązać świetny kontakt zarówno z uczniami szkoły średniej, ale też starszymi pokoleniami. Bez wątpienia był autorytetem dla wielu, którym spokojnie i rzeczowo wyjaśniał kwestie dotyczące zarówno dziecka poczętego, jak i aspekty zdrowotne czy psychologiczne dotyczące kobiety w ciąży. Propagował silne zaangażowanie mężczyzn w swoją rolę ojcowską. Był propagatorem ekologicznego planowania rodziny, naturalnego karmienia i rodzenia, polityki rodzinnej realizowanej przez państwo i samorząd.

Bardzo dbał o język prawdy w opisywanych kwestiach. Mówił, że język kształtuje myślenie, dlatego zwalczał, np. określenie „dziecko nienarodzone”, proponując termin „dziecko poczęte”. Nie „przyszli rodzice”, gdy już dziecko jest poczęte, ale „rodzice” dziecka, które przecież już jest, żyje, rozwija się. Niewątpliwie był mistrzem słowa, języka zrozumiałego, bardzo życzliwego.

Jego ulubionym słowem było „pozyskiwanie” – chciał pozyskiwać dla spraw, które podejmował,. Dbał, aby nikogo nie zniechęcić czy skonfliktować. Mawiał też: „wszystkie argumenty są za życiem, trzeba tylko życzliwie do nich przekonać”.

Uczestniczyłem w Jego pogrzebie w Łodzi – panowało wówczas wśród licznie zgromadzonych przekonanie, że zmarł nie tylko wybitny lekarz i humanista, ale także osoba święta, nie ukrywam, że i mnie bliskie jest takie przeświadczenie.

Antoni Szymański

 
==============================================
 
Świadectwo Beaty i Szymona Puławskich

Z tej strony Beata i Szymon Puławscy, rodzice czteroletniej Zosi.
Zosia poczęła się na początku listopada 2002r. Wszystko było super, jednak po dwóch miesiącach pojawiło się plamienie po współżyciu, kiedy się zwiększyło, poszliśmy do mojego ginekologa. Zrobił USG i odetchnęliśmy z ulgą. Zosia cała i zdrowa pojawiła się na ekranie - śliczny mały człowieczek Jednak lekarz przepisał duphaston. Nie chciałam tak po prostu brać hormonów. Skonsultowaliśmy się z innym ginekologiem, potwierdził i dodał jeszcze no-spa. Byłam w strasznej rozterce. Nie wiedziałam co robić, a bardzo zależało nam na dziecku.
Przy okazji dowiedziałam się że mam nadżerkę, co mnie mocno zmartwiło bo sam termin brzmiał nieciekawie. Profesora Fijałkowskiego poznałam już wcześniej z książek, np. "Dar rodzenia", dzięki niemu chciałam chodzić na szkołę rodzenia, myślałam nawet o porodzie w domu... Postanowiłam zdobyć do niego numer telefonu i podpytać o szkodliwość duphastonu dla dziecka. Udało się, rozmawiałam z Profesorem dwa razy. Mówił, że podawanie żeńskich hormonów może szkodzić, jeśli pod moim sercem rozwija się chłopiec. Kiedy po kolejnej wizycie u lekarza znowu zadzwoniłam do Profesora i powiedziałam, że lekarz nie zmienia zdania, powiedział żebym wzięła duphaston. Kiedyś te hormony były silniejsze i dlatego miał wątpliwości. Poza tym wyjaśnił czym jest nadżerka i rozwiał moje wątpliwości odnośnie mojego stanu zdrowia. Przez telefon był bardzo miły a ja szczęśliwa że mogę rozmawiać z tak ciekawym człowiekiem i autorytetem dla mnie w dziedzinie ginekologii i położnictwa. Po rozmowie z Profesorem bardzo się uspokoiłam. Krwawienie szybko minęło.
Niedługo po tym, jak rozmawiałam z Profesorem dowiedziałam się o Jego śmierci. Dziś analizując daty uświadomiłam sobie że rozmawialiśmy miesiąc przed jego śmiercią. Zosia urodziła się w lipcu 2003r i jest dla nas wielkim darem.
Pozdrawiamy.
Puławscy

==============================================

Trwajcie - do zobaczenia - Marian Szczepanowicz

15 lutego 2003 roku odszedł do domu Ojca Włodzimierz Fijałkowski, profesor doktor habilitowany nauk medycznych, lekarz ginekolog położnik. Wybitny lekarz, niezwykły człowiek wielkiego serca, niezłomnego ducha, pogodnego usposobienia, PRZYJACIEL każdego człowieka. Jeden z nielicznych, znanych lekarzy, który przez całe swoje zawodowe życie zachował wierność przysiędze Hipokratesa. Gdy w 1975 roku oficjalnie, na piśmie zażądano od Niego dokonania przerwania ciąży, na tym samym piśmie odpisał własnoręcznie - jako człowiek odmawiam. Trzeba wiedzieć, że napisał to człowiek dojrzały, światły lekarz, posiadający na prawym przedramieniu wytatuowany numer więźnia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Odmawiając zabicia dziecka w łonie matki nosił w sobie dwuletnie doświadczenia; pogardy dla ludzkiego życia, wdeptywania w obozowe błoto ludzkiej godności, nienawiści obozowych oprawców, która osiągała monstrualne rozmiary. Gdy opuszczał obóz wynosił z niego osobiste postanowienie, że całe swoje życie poświęci ratowaniu ludzkiego życia. Wybrał położnictwo, bo wiedział, że wówczas będzie najbliżej najsłabszego życia.

Kilka lat temu, gdy przez nasz kraj przetaczała się dyskusja nad ustawą o prawnej ochronie życia ludzkiego, gdy dyskutowano czy wyrazić zgodę na tzw. wskazania medyczne do zabiegu przerwania ciąży - profesor wstał, podszedł do mikrofonu i powiedział /cytuję z pamięci/: w całej swojej ponad czterdziestoletniej karierze lekarza położnika nigdy nie stanąłem przed dylematem ratować jedno życie kosztem drugiego. Zawsze ratowałem życie matki i dziecka. Zdarzyło się kilka razy, że jedno z nich zmarło. Każdy lekarz stając wobec ciężko chorego pacjenta liczy się z tym, że pomimo najlepszych umiejętności, dbałości, chęci ratowania zagrożonego życia - pacjent może umrzeć. Towarzyszymy narodzinom i śmierci - to nasz zawód, ale nigdy nie wolno nam decydować, kiedy kto ma umrzeć. /Jasna Góra - sala papieska 1997 r./ Jasna, czytelna, jednoznaczna postawa.

Był człowiekiem pogodnym, to co robił i mówił, zawsze przepełnione było pasją. Miałem okazję uczestniczyć kiedyś w wykładzie prowadzonym w jego łódzkiej szkole rodzenia. Słuchaczkami były położne, temat wykładu - ból podczas porodu. Profesor mówił całym sobą. To, że bólu można uniknąć, było tak przekonywująco przekazywane, że doświadczone położne ze zdziwieniem kręciły głowami, chłonęły każde zdanie. Dorzucane do wykładu żarty sytuacyjne z sali porodowej, gestykulacja profesora, czyniły z tego wykładu niemal spektakl jednego aktora. Słuchaczki były zachwycone.
Po wykładzie, w gabinecie profesora wyraziłem swoją opinię o tym, co zobaczyłem i usłyszałem. Wie Pan - powiedział profesor - gdybym mówił nudno, o one wszystkie by spały. Są tu cały dzień, przyjechały z daleka, niektóre prosto ze szpitala. Zawiesił na chwilę głos, w Jego oczach pojawił się charakterystyczny błysk pasji, na twarzy pojawił się uśmiech i Profesor dokończył myśl - asystowanie przy rodzeniu się człowieka jest tak wspaniałym przeżyciem, że o tym nie można mówić nudno i bez przekonania.

Z okazji 80 tych urodzin Profesora fundacja Pro Humana Vita i redakcja dwumiesięcznika Naturalne Planowanie Rodziny zorganizowały uroczyste posiedzenie Rady Programowej Dwumiesięcznika. Spotkanie odbyło się w kameralnej sali o secesyjnym wystroju, z oknami wychodzącymi na Krakowski Rynek. Sukiennice i Ratusz wprost zaglądały do okien i razem z Profesorem zachwycały się pięknem muzyki renesansowej w wykonaniu zespołu Bractwo Lutni z Dworu na Wysokiej. Bukiet herbacianych róż przysłaniał niemal połowę drobnej sylwetki Profesora. Pod koniec koncertu kierownik zespołu, pan Antoni Pilch niespodziewanie wyznał: Panie Profesorze! Pan o tym nie wie, ale to Panu zawdzięczamy godne narodziny naszych dwojga dzieci. Pan poprzez swoją książkę DAR RODZENIA był przy ich narodzinach. Po lekturze tej książki nie mogliśmy z żoną pogodzić się z myślą, aby ten najważniejszy moment w życiu naszego synka - a rok później także córeczki - odbył się w urągających godności ludzkiej i zwykłemu rozsądkowi warunkach prowincjonalnego szpitala.
Znaleźliśmy emerytowaną położną, przekonaliśmy lekarza, przygotowaliśmy "wyposażenie" i poród odbył się w domu. Drugi, trzynaście miesięcy później, tak samo. To była połowa lat 80-tych. Obojgu dzieciom mogliśmy dać, dzięki Panu, spokój i harmonię rodzinnego porodu. Dziękujemy Profesorze.
Po odśpiewaniu Profesorowi tradycyjnego Sto lat, ON wstał pogodny, jakby lekko zawstydzony, powiedział: To, że dożyłem takiego jubileuszu, to nie moja zasługa. To Dar Życia otrzymany od Opatrzności. Dziękuję za życzenia, życzliwość, piękną muzykę i za to, że jesteśmy tu w Krakowie. To piękne miasto. Dziękuję. Gdy po skończonym spotkaniu Rady Programowej wyszliśmy na ulicę Sławkowską i kierując się w stronę Rynku, profesor powiedział mi: ile razy jestem w Krakowie zawsze podziwiam piękno tego miasta, jeszcze raz dziękuję za to spotkanie w Krakowie. Minęło kilka lat i 19 lutego znalazłem się w kościele pw św. Wojciecha w Łodzi przy trumnie Profesora. Mszy świętej przewodniczył ordynariusz diecezji ks. arcybiskup... . razem z nim koncelebrowało siedmiu biskupów i blisko stu księży. Kościół pełen ludzi. Przyjechały delegacje z całej Polski. Wszyscy czuliśmy się przyjaciółmi Profesora, dla każdego zawsze okazywał ogromną życzliwość.

Podczas uroczystości pogrzebowych rozmyślałem o tej stracie, słuchając świadectw o Profesorze. Szczególnie poruszyły mnie dwie sytuacje. Dorota Kornas Biela wspomniała swoje ostatnie spotkanie z Profesorem na kilka dni przed śmiercią Na pytanie: Co mamy robić dalej? usłyszała - TRWAJCIE. W słowach pożegnania wypowiedzianych pod koniec mszy św. w sposób, dla mnie niezwykły, zabrzmiały kilkakrotnie wypowiedziane - DO ZOBACZENIA.
Trwajcie i do zobaczenia: te słowa przyjąłem jako szczególne zadanie i jakby testament skierowany do wszystkich obecnych, a szczególnie do mnie.

Owo - TRWAJCIE, dla mnie oznacza, że o życie każdego człowieka należy
nieustannie się trudzić, aby je chronić, ponieważ jest i zawsze będzie, na różny sposób narażone na wielorakie niebezpieczeństwa. Oznacza ono również wezwanie do postawy pełnej miłości i służby wobec życia każdego bliźniego.

DO ZOBACZENIA - tak rzeczywiście żegnają się przyjaciele, gdy się rozstają na jakiś czas. W tej konkretnej sytuacji słowa te nabrały szczególnego znaczenia, gdyż dla mnie, a myślę, że dla wszystkich tam zgromadzonych, oznaczają wiarę w zmartwychwstanie i w obcowanie świętych. Jestem głęboko przekonany, że Profesor jest już w niebie i w gronie świętych cieszy się oglądaniem Ojca Niebieskiego. Ponieważ dla każdego z nas w domu Ojca przygotowane jest mieszkanie, to rzeczywiście, owo - DO ZOBACZENIA - było tam i pozostanie dla każdego chrześcijanina najlepszą formą pożegnania.

Do tych refleksji dołączyła się jeszcze jedna. Profesor bardzo życzliwie wspierał mnie swoją wiedzą i troską o Dwumiesięcznik. W ostatnim liście napisał wprost: zauważam, że zaczyna Panu naprawdę brakować materiałów do publikacji. Przesyłam dwa rozdziały książki, którą wspólnie planujemy w Krajowym Zespole. Myślę, że można je również wykorzystać do Dwumiesięcznika. Wiem, że nigdy, już do mnie nie napisze. Nigdy, już nie dostanę od Niego krótkiego listu, wyrażającego sympatię dla przeczytanych tekstów w Naturalnym Planowaniu Rodziny z ostatnim krótkim zdaniem: w załączeniu tekst, który może się przyda. To jest ta wymierna strata dla Dwumiesięcznika po śmierci Profesora.

Marian Szczepanowicz

============================================

Spotkanie - Teresa Frąckowiak

Spotkanie z profesorem Włodzimierzem Fijałkowskim było przewidziane na 5 czerwca 1999 roku, jednakże ze względu na pielgrzymkę Ojca Św. do Gdańska zostało przełożone na 16 października 1999 roku. Profesor został zaproszony do wygłoszenia wykładu na posiedzeniu Stowarzyszenia Farmaceutów Katolickich Polski, Koła Gdańskiego. W związku z organizacją przyjazdu miałam okazję kilkakrotnie rozmawiać telefonicznie z Profesorem. Odbierał połączenie w zaciszu swojego domu w Łodzi i zawsze dysponował tym samym przyjaznym tonem i serdecznym sposobem bycia oraz
gotowością do wygłoszenia wykładu tak szybko jak to możliwe.

Profesor bardzo się ucieszył, gdy na początku naszej rozmowy telefonicznej przedstawiłam Stowarzyszenie Farmaceutów Katolickich oraz zakres działalności Stowarzyszenia nastawionej głównie na formację odpowiednich postaw etycznych i zawodowych farmaceuty.

Profesor Fijałkowski uwzględniając potrzeby formacyjne i szkoleniowe naszego Stowarzyszenia zaproponował temat "Ekologiczne podstawy prokreacji", który został zaakceptowany. Na parę dni przed przyjazdem do Gdańska, zatelefonowałam jeszcze raz do Profesora, aby uzgodnić okoliczności spotkania i wyraziłam chęć zaopiekowania się Gościem podczas Jego pobytu w Gdańsku. Okazało się jednak, że Profesor już kompletnie wszystko zorganizował, tzn. noclegi i transport. Natomiast wyraził zgodę na przejazd samochodem z miejsca noclegowego na Uczelnię gdzie miał wygłosić wykład. Profesor zatrzymał się w domu noclegowym przy Kościele Franciszkanów i tamtego poranka stamtąd zabrałam naszego Gościa i zawiozłam na Wydział Farmacji Akademii Medycznej gdzie na forum Stowarzyszenia Farmaceutów Katolickich Polski, Profesor scharakteryzował główne zasady ekologicznych podstaw prokreacji. Tamtego poranka jechałam z koleżanką prowadzącą poradnictwo świadomego macierzyństwa. Profesor był bardzo zainteresowany wszystkim, co dotyczy planowania rodziny i ochrony życia poczętego więc podczas jazdy zdążyliśmy trochę o tym porozmawiać. Wrażliwość i zainteresowanie Profesora tym tematem umacniało nas w głębokim przekonaniu iż jesteśmy na właściwej drodze i że nasza praca i aktywność nie pójdą na marne.

W swoim wykładzie Profesor podkreślił, że lekarz czy farmaceuta mając do dyspozycji metody ekologiczne i nieekologiczne ma co najmniej prawo (jeśli nie obowiązek ) zalecania tych pierwszych. Uzasadnił to, istnieniem czytelnego i wyrazistego programu naturalnego planowania rodziny i określeniem przez WHO stosowanych tu metod jako "metody rozpoznawania cyklicznej płodności". Skoro tak, to nikt nie może się czuć przymuszonym do zalecania i propagowania środków krańcowo sprzecznych z wymogami ekologii. Profesor walczył aby "odpowiednie rzeczy dać słowo" i konsekwentnie nazywał rzeczy po imieniu. Był mistrzem języka prawdy. Dlatego widział konieczność prostowania błędnego nazewnictwa; a więc środki antykoncepcyjne a nie leki, powikłania po stosowaniu tych środków a nie działania uboczne, które to określenie przysługuje wyłącznie lekom mającym podstawowe działanie lecznicze. Profesor, jako człowiek nauki i lekarz praktyk uczył, że tabletka antykoncepcyjna wprowadza fałszywą informacje do czułego układu hormonalnego i określenie działania uboczne w przypadku tego rodzaju środków jest niewłaściwe. Profesor nauczał, że w przypadku środków antykoncepcyjnych mamy do czynienia z powikłaniami nakładającymi się na zaburzenia wpisane w podstawowe działania środka ubezpładniającego.
Słuchając tego wykładu wygłoszonego czystą, piękną i bezbłędną polszczyzną, czuliśmy ogromną siłę płynąca z Profesora wiedzy i pewność, że na drodze poszukiwania prawdy i dawania o Niej świadectwa nie jesteśmy osamotnieni.

dr Teresa Frąckowiak
sekretarz SFKP Koło Gdańskie

 
 
 
Wspomnienie o Profesorze
My, którzy Go znaliśmy jesteśmy Mu to winni!

Prosimy wszystkich i zachęcamy do dzielenia się i nadsyłania wspomnień, świadectw i opowiadań o Profesorze Włodzimierzu Fijałkowskim.
Najciekawsze wspomnienia opublikujemy.


Prosimy o nadsyłanie tekstów na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.